dimanche 31 janvier 2016

Infirmité #2

Kolejne wiadomości.
Kolejny raz Mike Steavens  próbował się z nią skontaktować.
Na co mu to?
Nie miała pojęcia.
Nie chciała jego przeprosin.
Już nie.

  *****

"- Chciałem porozmawiać - powiedział.
- Ale skąd mam wiedzieć, czy znów mnie nie okłamiesz?
- Lil, tak, okłamałem cię, fakt, ale tylko dla twojego dobra.
- Dlaczego? - siedzieli na swojej ławce w parku.
Tak blisko, lecz tak daleko.
- Chciałem... Potrzebowałem pilnie pieniędzy. To był najszybszy i najłatwieszy sposób. Potem stało się to moim nałogiem. W tamten dzień... - westchnął - W tamten dzień nie sprzedałem wszystkiego. Więc wisiałem im pieniądze, a to... To nie jest normalna robota z normalnym szefem. Sama wiesz...
- I dlatego się dowiedziałam? Bo napadli na nas w parku?
- To nie była napaść...
- A co, rozmowa przy herbacie?
- Nie. Ale ja naprawdę chciałem ci powiedzieć. Tylko... Bałem się jak zareagujesz.
- No popatrz! Teraz możesz być spokojny - wstała i ruszyła w stronę domu."

  *****

Zaczęła się zastanawiać, dlaczego nie wybaczyła mu wtedy.
Dlaczego zrobiła  to dużo później?

  *****

"- Czyli będzie jak dawniej?
- Zapomnij. Nigdy tak nie będzie.  Robię to jako... Coś w rodzaju próby dla nas obojga. Wszystko zależy od ciebie Mike - odparła.
Siedzieli na ławce przed szkołą. Wiosenne niebo było szare i jedyne, co zdawało się mieć dobry humor,  to słońce pojawiające się co rusz.
Postanowiła dać mu drugą szansę.  Nie chciała się do tego przyznać, ale robiła to po części dlatego, że  nadal coś do niego czuła, a po części dla własnej wygody.
- Obiecuję, że tego nie spieprzę. Już nigdy nie pozwolę ci odejść..."

- Czyżby? - mruknęła i znowu zaczęła płakać w poduszkę ~ Mlle Alice.

jeudi 21 janvier 2016

"Ostatni oddech"

Śnieg był wszędzie.
We włosach, na kurtce i wszędzie.
Miał już go dość ale on nadal padał, jakby mścił się, za wszystkie złe czyny Zack'a.
Blade światło latarni rozświetlało jego ponurą i poczerwieniałą z zimna twarz.
Brązowe oczy wyrażały jedynie niechęć i odrazę.
Sam się siebie brzydził. Ale albo to, albo lanie od wuja.
Kochał swoich rodziców.  Oni nigdy by mu na to nie pozwolili.
Światła samochodu.
Zjechał do niego.
- Żesz kuźwa - mruknął.
Szyba od strony pasażera otworzyła się powoli.
- Dobry wieczór chłopcze. Długo tu tak stoisz? - Zapytał starszy mężczyzna za kierownicą.
- Stoję tyle, ile trzeba - Odparł.
- Nie jesteś zbyt miły... No dobrze. Jak wygląda u ciebie?
- Standardowo.
- Wsiadaj. Pieniądze po wszystkim.
Zack otworzył tylnie drzwi, wsiadł i pozwolił  mężczyźnie odjechać, w ustronniejsze miejsce.
               ********
Wysiadł z samochodu i ruszył sxybko w drogę, chowając pieniądze do kieszeni.
Wszystko go bolało.
Nienawidził tej nocnej roboty.
Nienawidził wuja.
Nienawidził siebie.
                  *****
- Tylko tyle?!
- Nie było więcej!
- Nie krzycz na mnie gówniażu! Ja haruje całymi dniami, ciotka nocami, to dlaczego ty nie możesz? - Kontynuował wuj.
- Ale dlaczego w taki sposób?! - Bronił się.
Bronił się w jakikolwiek sposób, tylko dla tego,  że czuł silną potrzebę obrony. Czył, że musi się uwolnić z jego więzów.
- Bo praca jest taka, jaka wartość człowieka. Teraz jesteś biedną sierotą! Nie zasługujesz na nic więcej.
- Jak możesz? Ty piepszony pijaku! - Uderzył go w twarz.
Wuj rzucił go na podłogę.
On jednak wstał i szybko wyszedł z pokoju.
Poszedł do pokoju ale nie znalazł tam nic, co mogłoby mu się przydać więc poszedł do łazienki.
Bolała go głowa i ręka.
Na głowie nie miał jednak żadnej rany.
Na ręce widniało jednak głębokie rozcięcie, z którego obficie lała się krew.
W tedy coś go tknęło.
Oodkręcił wodę w wannie a spływ zatkał korkiem.
Rozebrał się, jednak zanim wszedł do wanny, sięgnął do schowka pod wanną.
Wyciągnął worek ze strzykawką.
Wszedł do ciepłej wody i przemyślał wszystko jeszcze raz.
Chciał być z rodzicami, nie z wujostwem.
Miał dość tego, że on zmuszał go do dawania dupy za kasę, którą sam brał.
Czuł się uwięziony.
Bez perspektyw.
Bez marzeń.
Niepotrzebny.
Odwinął strzykawkę.
Załatwił ją już jakiś czas temu.
Zamknął przed tem drzwi.
Ciotka niedługo wróci, niechciał by go znalazła.
Krew płynęła dalej, skapujące powoli krople, tworzyły wzorki na wodzie.
Patrzył na nie chwilę, kilka łez spłynęło mu po policzkach.
Bez wachania wbił igłę i wstrzyknął sobie całą zawartość.
Czuł jak Heroina rozpływa się po jego ciele.
- Zack!
Usłyszał szept za plecami...
Zimna ręka dotknęła jego lewego ramienia.
Przerażony upuścił strzykawkę do wody.
Przed nim stanął ojciec.
Był inny.
Blady, z czerwonymi oczami...
Ręka przesunęła się po jego szyi, na drugie ramię, aż w końcu matka stanęła koło ojca.
Była potwornie piękna.
Wszystko zaczęło mu wirować przed oczami...
- Sam tego chciałeś! - krzyknął ojciec.
- To nie była wina wója! - Dodała matka.
- Jesteś tylko śmieciem - powiedzięli jednocześnie - Jesteś nikim Zack. Nikim.
Poczuł jak ręce ojca rozrywają mu skórę na piersi, ręce matki łamią żebra...
Nie mógł powstrzymać krzyków.
Gdzieś z oddali dochodziło dziwne łomotanie...
Może to jego serce, usilnie walczyło o ostatnie oddechy...
Ostatnie tchnienie...
- Dość!  - krzyknął - proszę...
Matka ścisnęła mu szyję.
Próbował ją odepchnąć, nie miał szans.
Wołanie.
Kobiecy głos.
Mama?
Nie.
Ona stoi tu...
Łomotanie wzmagało.
To ciotka wali do drzwi i go woła- pomyślał.
Matka puściła.
Wziął najgłębszy oddech na jaki było go stać i osunął się do wody.
Było mu już dobrze.
Teraz czuł, że w końcu znajdzie miejsce dla siebie.
Przed oczami zobaczył postać, niewidoczną przez białe  światło.
- Witaj Zack - przemówiła kobieta.
- Mama?
~ Mlle Alice.

samedi 9 janvier 2016

Infirmité #1

Na początek link do pewnej fajniej stronki, na której znajdziecie ciekawe blogi: http://www.opowi.pl



" Zawiodłaś mnie"
" Nie powiedziałaś nic"
" Jesteś tylko tchórzem! "
Słyszała jego słowa.
Słyszała każde wyzwisko, wypowiadane w zwolnionym tępie z jego ust.
" Ja ci ufałem. A ty miałaś mnie w dupie! "
- Jedno słowo, jedna łza - szepnęła do poduszki.
Bolało ją każde oskarżenie.
Zwłaszcza, że nie były prawdziwe. Nie wszystkie.
Kochała go. Cholera!
Ona bardzo go kochała.
Nie mogła zapomnieć jego uśmiechu, jego miękkich ust i jego silnych, ciepłych ramion.
Widziała go wszędzie, w ludziach na ulicy, w szkole, w parku...
Czytała stare wiadomości i płakała.
To był jej najdłuższy związek.
Wszystko było takie piękne...
Dopóki nie poznała szokującej prawdy o swoim wybranku...
Pamiętała ten zimowy dzień, jakby był wczoraj a nie prawie rok temu.

"Szli przez zaśnieżony park trzymając się za ręce.
Śnieg tworzył białe korony na ich czapkach.
- Jak myślisz Lil - zaczął - Co będziesz robić za parę lat?
 Zamyśliła się.
- Może... Może będę panią Steavens i zestarzeję się z Mike'm Steavens'em w małym domku w górach?
- Oj Lil, mówiłem o paru latach a nie parunastu! Poza tym, nigdy nie jest tak, jak nam się wydaje.
- Masz coś na myśli?
Nie zdążył odpowiedzieć.
Wyskoczyło na nich dwóch, umięśnionych kolesi.
Jeden złapał ją i przyszpilił twarzą do ziemi.
Ledwo zdołała odwrócić głowę w bok. Czuła chłód śniegu.
Próbowała się wyrwać, ale napastnik był zbyt silny.
- Bądź grzeczny Mike albo twojej panience stanie się krzywda!
- Zostaw ją! Ona nie ma z tym nic wspólnego! - krzyczał Mike.
- Zamknij się! Nie sprzedałeś wszystkiego. Złamałeś umowę i wisisz nam hajs! Nie iddałeś, będzie kara.
- No a jak miałem oddać? Dałeś mi tylko dwa dni! Daj mi tydzień. Tydzień to dla ciebie nic.
- Masz tydzień i ani więcej! Lux, idziemy. Nas tu nie było.
Wstała powoli.
Mike stał i patrzył się na nią smutno.
- Co to miało być?!
- Lil, miałem ci powiedzieć...
- To coś ci nie wyszło! Dealer??? Dlaczego ty?
- Musiałem dorobić i tak wyszło.... Lil ja...
- Nie mów tak domnie! Tak wyszło? - Walnęła go w twarz - Jesteś kłamcą i śmieciem! Nie chcę cię znać!
Pobiegła w stronę domu, nawet nie zdając sobie sprawy, że płacze" ~Mlle Alice.

vendredi 8 janvier 2016

"Więc kiedy będziesz się bać? "

Woda była już zimna.
Żyletka w dłoni.
" Jak się pociąć?" Wpisała w wyszukiwarkę.
" Do tego nie ma poradników. Robisz to intuicyjnie" przeczytała.
Jej życie było do dupy.
Była tego pewna.
Kiedy prawie przyłożyła żyletkę do skóry, poczuła czyjąś obecność.
Olała to jednak i wróciła do swoich spraw.
Bała się.
Jej mózg wyczuwał zagrożenie.
Ale przecież robiła to już. Nożyczki, wykałaczka, cyrkiel.
Żyletka to nowy rozdział.
- Jesteś tego pewna? - Zapytał niski głos obok niej.
Odwróciła głowę.
Obok niej, na krześle siedziała zakapturzona postać.  Nie było widać nóg a o umywalkę była oparta kosa.
- K... Kim jesteś? - spytała, chociaż znała odpowiedź.
- Jestem tym, co nieuniknione. Jestem strachem i radością, rozstaniem i miłością, losem złym i dobrym, a mówią mi Żniwiarz dusz.
- Co... Co ty do diabła robisz w mojej łazience?! Przecież ty przychodzisz na sam koniec!
- A skąd wiesz, że to nie twój koniec?
- Co?? - Wbrew pozorom, wcale nie bała się śmierci - W dupie ci się poprzewracało? Młoda jestem, nigdzie się nie wybieram.
- Jesteś pierwszą osobą, która nie boi się mnie.
- A to dlatego? I w sumie, po co się fatygowałeś?
 - Czy nie uważasz , że to co robisz, jest zbyt samolubne? Zbyt głupie?
- To moja sprawa co robię, nieprawdaż? - Zapytała zuchwale.
- Czy ty jesteś ślepa? Ludzie mieszkają na ulicach, nie mają co jeść, w co ubrać dzieci. Twoi rodzice ciężko pracują na to, co masz. Choćby na tą cholerną żyletkę, którą chcesz się pociąć! Najdziwniejsze jest to, że robisz to dla tego, że nie jest dokońca tak, jak chcesz. Że nie zakochał się w tobie, ten, konkretny chłopak? Że koleżanka powiedziała ci prawdę? I na co ci to? Udajesz kogoś, kim nie jesteś. Uwierz, przed śmiercią ludzie żałują. Czego? Wielu rzeczy.  A ty? A ty dalej masz na sobie maskę! Dalej grasz. Ale nie dla mnie. Grasz przeciw sobie. Zastanów się nad tym, co robisz. Bo jeśli nie teraz, to kiedy będziesz się bać?  Jak wrócę. A kiedy wrócę? To zależy od ciebie.
- Jak ode mnie?
- Od twojego postępowania. Tak po prostu. Nie masz już po co udawać. Robisz przykrość wszystkim wokół ciebie. I może to po nich przyjdę a nie po ciebie...
Zniknął.
Ona wpatrywała się chwilę w miejsce, w którym siedział.
Odłożyła żyletkę i pozwoliła łzom płynąć.
Wyszła z wanny, ubrała się i wyszła z łazienki.
Wcześniej wypuściła wodę.
Pozbyła się jej i swojej maski.
Podeszła do rodziców i rzuciła się im w ramiona.
Nie pytali.
Tylko tulili swoją szesnastoletnią córkę jakby była wszystkim, co im zostało.
A ona przepraszała.
Bo z miłości można wiele ~ Mlle Alice.

samedi 2 janvier 2016

" Mnie się nigdy nie sprzeciwia"

- Ratuj się teraz, bo potem będzie zapóźno - mówili.
- Ten związek niema prawa bytu! - ostrzegali.
W ten sposób straciłam rodzinę. Znajomych. Wszystkich.
Nikomu nie chciało się już o mnie walczyć.
A ja nie chciałam walczyć.
Jedynym celem, jami miałam po wyjściu z domu, były zakupy.
Kiedy nie byłam w sklepie, siedziałam w domu i sprzątałam, gotowałam albo siedziałam z nim.
Kiedy zaszłam w ciążę, a on miał gdzieś naszą córkę, postanowiłam uciec.
Pięć miesięcy po jej urodzeniu, kiedy on poszedł do pracy, spakowałam nas i uciekłam.
Zamieszkałam u rodziców, którzy początkowo mieli opory przed przyjęciem mnie.
Zdałam sobie w tedy sprawę, ile straciłam. Ilu ludzi przestało mi ufać, wierzyć wemnie...
Jak długo musiałam tkwić w klatce?
Dwa lata. .
Miałam dwadzieścia lat, byłam samotną matką bez matury i pracy.
Popadłam w depresję.
Było mi już wszystko jedno co będzie zemną, z córką.
Znalazłam pracę a małą zapisałam do żłobka.
Co prawda to była tylko praca na kasie, ale dzięki niej, mogłam zacząć odkładać na mieszkanie.
Chciałam stanąć na nogi i zadbać o naszą przyszłość.
Pewnego zwykłego dnia, zadzwonił telefon.
Dzwonili ze żłobka.
- Proszę pani, porwali Karine!
- Co?! Jak porwali? Kto?
- Jakiś mężczyzna. Powiedział, że musi się z panią rozmuwić. Uderzył opiekunkę, wziął dziecko i uciekł.
- O boże! Mówił gdzie idzie? - Wpadłam w panikę. Zamknęłam kasę i wybiegłam ze sklepu.
- Mówił, że jedzie na cmentarz przy klifach.
Rozłączyłam się.
Jadę najszybciej jak potrafię.
Dojechałam. Wypadam z auta, biegnę.
Widzę ich. Mój były partner trzyma córkę. Stoją przy klifie.
Kluczę między grobami.
- Zatem dotarłaś. Wiedziałem, że będziesz tu baardzo szybko.
Dalej się nieodwrócił.
- Oddaj mi dziecko! - krzyczę.
- Ty odeszłaś odemnie, ona odejdzie od ciebie.
Szara chmura zasłania słońce, wiatr rozwiewa włosy, moja córka płacze.
- Co ty chcesz zrobić? - szlocham.
- Pokazać ci jaki to ból, kiedy ktoś odchodzi bez pożegnania - patrzy na mnie, odwraca się i jak gdyby nigdy nic, zrzuca moją córkę z klifu.
Moje gardło rozdziera krzyk, serce ból a kolana kamienie, na które upadam.
Podchodzi do mnie powoli.
- Ty cholerny psychopato! Zabiłeś mi dziecko!!!
- A ty nic niezrobiłaś? Uciekłaś! Odeszłaś. Jak Karina.  Jednak ja będę miły. Zaraz do niej dołączysz!
- Jak możesz?!
Wyciąga nóż.
Odchyla mi głowę.
Nie mam siły się szarpać.
Składa na moich ustach pocałunek i szepta:
- Pamiętaj, że mnie się nigdy nie sprzeciwia.
Zapada ciemność ~ Mlle Alice.

vendredi 1 janvier 2016

A gdzie w tym wszystkim my? - wprowadzenie

Cześć!
Witam Cię na moim blogu. Miło mi, że trafiłeś właśnie tu!
Jednak zanim zacznę, wypadałoby się przedstawić.
Zatem jestem Mlle. Alice.
Ten dziwny skrót przed moim imieniem, oznacza francuskie słowo mademoiselle, oznaczającego tyle co nastoletnia dziewczyna, czy niezamężna kobieta.
Skoro to jest już wyjaśnione, to czas przejść do tematyki bloga.
Pewnie większość pomyśli, że to będą moje, nudne opowieści.
Jednak ja tego tak nie widzę.
Będą to historie podzielone na grupy.
W każdej grupie będzie od 5 do 10 historii, gdzie każda, będzie miała ukrytą jakąś część mnie.
To znaczy, że w każdej będzie ukryta inna informacja, inne marzenie...
Pod koniec każdego "sezonu" będę prosiła was o wypisanie wszystkiego, czego udałowam się o mnie dowiedzieć.
Zwycięzcy, będzie poświęcony cały jeden "sezon".
Teraz pozostaje pytanie, po co to wszystko?
Po pierwsze szukam miejsca, gdzie mogę pisać i dzielić się tym z wami.
A po drugie, tak naprawdę nie mamy pojęcia, ilu fajnych ludzi,  może być wokół nas! Prawda jest taka, że każdy większość czasu spędza w internecie, więc dlaczego by nie integrować się tu?
Pozdrawiam i do następnego, Mlle Alice ;D